niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4

W poprzednim rozdziale :
- Tak. Bo wiesz .. ona wie ,że ja .. kiedyś byłem w tobie zakochany. – powiedziałem ,a Lau oblała się rumieńcem. Nasze twarze dzieliły milimetry i …

[…] do pomieszczenia wparowało moje rodzeństwo i Vanessa.
- Ups .. chyba przeszkodziliśmy – powiedział Ell i wszyscy zaczęli się wycofywać.
- NIE! My tylko … - spojrzała na mnie – rozmawialiśmy. – dokończyła. Wszyscy zrobili głośne „AAAAA” i przysiadli się do Nas. Laura wstała i dała obandażowanemu Rockiemu siarczystego buziaka w policzek.
„Dzięki ,że uratowałeś moją kuchnie” – powiedziała i przytuliła go. Nie mam pojęcia dlaczego ale zrobiło mi się tak jakoś dziwnie na sercu. Poczułem ukłucie i drobny żal. Zadzwonił do mnie telefon. „Mary?” – wymruczałem po cichu i wyszedłem żeby odebrać telefon.

*Oczami Laury*

- Rocky nie żyjesz ! – wywrzeszczałam i zaczęłam gonić Go wokół kanapy. Chłopak śmiał się w niebo głosy , mieszając to z popiskiwaniem. Nie było sensu kontynuować tej gonitwy więc z jak największego rozpędu wskoczyłam na chłopaka wywracając Go na dywan. Zaczęliśmy się po nim tarzać i zarazem śmialiśmy się. Rocky to mój najlepszy przyjaciel zaraz po Rossie , chociaż od kiedy on jest z Mary to nasze drogi coraz bardziej się rozchodzą.
- Laura zapomnij nie oddam Ci pilota. – powiedział przez śmiech ,a ja miałam zamiar walnąć Go w ten głupi łeb ale spojrzałam na zegarek. „20:48” – Ech .. i tak serial się już skończył. – oznajmiłam i wstałam. – Hej .. skoro jest tak późno nie ma sensu żebyście wracali do domu, jakoś Was tu upchniemy. – oznajmiłam ,a reszta przytaknęła mi.
- Ja będę spała z Rikiem. – powiedziała pewnie moja siostra i pociągnęła chłopaka za sobą , zapewne do swojego pokoju. W tym momencie do salonu wrócił Ross. Był jakiś taki zgaszony. Ciekawe co się stało.
- To może ja i Ell zajmiemy pokój gościnny? – zapytała Rydel ,a Ratliff objął ją ramieniem na co ta lekko się uśmiechnęła.
- Uhuhuhu.. Czy ja o czymś nie wiem?
- Nie wiesz o wielu rzeczach moja droga – odpowiedziała speszona Rydel.
- To było pytanie retoryczne sis – powiedział Rocky i puścił mi oczko.
- No dobra idźcie. Traficie? – zapytałam ,a oni ruszyli w stronę schodów. – uznajmy to za tak – dokończyłam wypowiedź i przeniosłam wzrok na Rockiego.
- A ty? – zapytałam.
- Ja? Ja zostanę tutaj – powiedział z uśmiechem.
- Wiesz .. kanapa jest niewygodna – ostrzegłam na co on wzruszył ramionami.
- Jakbyś zmienił zdanie , pierwsze piętro 3 drzwi na prawo, totalny luksus ,masz tam nawet łazienkę. – powiedziałam z uśmiechem.
- Dzięki , zostanę tu.
- Jak wolisz – odpowiedziałam.
Został tylko Ross , ale wszyscy przyzwyczaili się ,że on zawsze spał u mnie.
- Idziesz Ross? – zapytałam ,a on powiedział ,że zaraz przyjdzie. Przytaknęłam i ruszyłam na górę.

Wchodząc do pokoju zaciągnęłam się zapachem odświeżacza miętowo – cytrynowego i wyciągnęłam z szafy mój strój w którym śpię zawsze z Rossem czyli dres i koszulkę. Odświeżyłam się ,a kiedy wróciłam Ross siedział w bokserkach na moim łóżku. Spojrzał na mnie dziwnie : Nie będzie Ci za gorąco?
- Będzie ale nie będę spała przy tobie w bieliźnie mimo iż .. ty to robisz. – wskazałam na niego.
- Przeszkadza Ci to? – zapytał
- Nie no.. – zarumieniłam się ,a on lekko uśmiechnął. „Jak chcesz śpij w mojej koszulce” – rzucił mi ją.
- Okej ale .. nie patrz bo nie mam stanika – zaśmiałam się ,a on pokazał mi ,że mam się odwrócić. Odwróciłam się i zdjęłam top nakładając potem koszulkę Rossa. Zdjęłam też dresy ,a jego koszulka sięgała mi to połowy ud. Wślizgnęłam się pod kołdrę ,a Ross zaraz obok mnie. W pokoju było ciemno ,odwróciłam się do Rossa plecami a ten mnie objął i zaczął jeździć ręką po udzie.
- Ross, ty masz dziewczynę – powiedziałam zdegustowana jego zachowaniem.
- Nie mam – powiedział ,a ja odwróciłam się w jego stronę ..
- Pieprzona dziwka ze mną zerwała – powiedział .
- Ej .. – trzepnęłam go – nie mów tak na kobietę.
- Ale ona zasłużyła . – powiedział, a ja uniosłam dłoń żeby znów go walnąć ale on przechwycił ją i delikatnie pocałował. Na początku byłam zaskoczona jego gestem ale odwzajemniłam pocałunek. Najpierw delikatne ale potem coraz bardziej namiętne pocałunki zaczęły robić się niebezpieczne. Kiedy poczułam ręce Rossa pod koszulką mimo iż chciałam tego od dawna musiałam przerwać .
-  Ross ja .. ja nie mogę – chłopak nie przestawał i zaczął całować mnie po szyi .
- Ross! – warknęłam i odepchnęłam Go od siebie.
- Co?! – pisknął.
- Przestań. Nie możemy. – powiedziałam ,a chłopak walnął się obok mnie.
- Ale podobało Ci się? – zapytał
- Podobało .. bardzo.
- No to … dlaczego nie?
- Bo to .. mój pierwszy raz i .. wiesz ja …
- Tylko mi nie mów ,że nie jestem odpowiednim facetem
- Właśnie to chciałam powiedzieć – odparłam cicho ,a on znów mnie pocałował.
- Lau .. no proszę .. – zaskomlał ..
I ta chwila zawahania. Chęć odpowiedzenia „TAK ROSS! Zrobię z tobą wszystko!” już wyrywała mi się z ust. Ale nie mogę. Wiem ,że Ross bardzo kocha Mary i nie zrobiłby tego gdyby nie wściekłość która nim miota na lewo i na prawo i znów na lewo. Dlatego z wielkim bólem muszę stwierdzić ,że „Z miłości mu na to nie powolę!” Postanowiłam nie wyznawać zasady „Pierdolić konsekwencje” , a -  nie odpowiadać. Odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. Chciałam się rozpłakać i jeszcze raz go pocałować ale nie mogłam. Nie mogę nawet znieść tego ,że mam spać z nim w jednym cholernym łóżku . Wstałam i wyszłam spokojnym krokiem z pokoju. Na korytarzu panował półmrok bo jedyne co go oświetlało to księżyc. Księżyc który widzi teraz wszystko co się dzieje , który pamięta czasy dinozaurów czy inny pierdółek. Szłam tak ślimaczym tempem przez długi jak trąba słonia korytarz bacznie obserwując co działo się za oknem. W blasku latarni było widać jak śniegowe zlepki delikatnie spadały z niebios. Właśnie tacy są ludzie .. jak płatki śniegu – niepowtarzalni. Obojętnie ile byś szukał nie znalazłbyś dwóch takich samych osób – każda się czymś różni.
Przechodząc obok pokoju siostry zauważyłam ,że drzwi są uchylone więc spojrzałam przez nie. Ubrania walały się po całym pokoju. Albo Vanka urządziła „Szafa Party” ,a jeżeli nie to ja nie chce być ciocią! Zamknęłam cicho drzwi żeby nikt inny nie widział tego makabrycznego widoku.
Usiadłam sobie w kącie i zwinęłam się w kłębek.
Przez głowę przemijały mi tysiące myśli – o mnie, o Rossie , o życiu , o rodzicach , o Vanessie , o .. miłości. Dlaczego musiałam zakochać w kimś tak nieodpowiednio odpowiednim?
- Laura? – usłyszałam głos tuż nad moją głową , zerknęłam do góry i ujrzałam Rockiego.
- Cześć brunetkolu – powiedziałam cicho i ochryple.
- Dlaczego nie śpisz? – zapytał zdziwiony.
- Bo nie mogłam. Przeszłam się i troszkę mi się przysnęło w kąciku. – powiedziałam z ironią i drobnym smutkiem. Myślałam ,że Rocky nie wyczuje mojego niechcenia ale pomyliłam się. Płomyczki w jego oczach zgasły ,a usta związały w wąska kreskę.
Chłopak ukląkł obok mnie i spojrzał głęboko w oczy z których cisnęły się łzy.
- Lauruś , co się stało? - zapytał z troską i pogładził po policzku.
Lekko się zarumieniłam ,a Rocky uśmiechnął się . trwaliśmy chwilkę w milczeniu dopóki z moich oczu nie zaczęły wypływać wodospady łez.
Rocky nie czekał zbyt długo ,otulił mnie swoim ramieniem ,a ja wtuliłam się w jego tors tak ,ze moje łzy kapały na jego czarną koszulkę.
Zaczęłam głośno szląchać ,a brunet gładził mnie po głowie , włosach i plecach.
Płakałam głośniej i chciałam krzyczeć.

Krzyczeć ,że odmówiłam miłości mojego życia.
Krzyczeć ,ze mi źle , że okropnie się czuję.
Krzyczeć ,że kocham Rossa Lyncha ale on mnie nie.

Trochę się uspokoiłam kiedy poczułam ,że powierzchnia na której leży moja głowa jest strasznie mokra. Uniosłam się i spojrzałam na Rockiego.
- Dziękuję - wyszeptałam i musnęłam wargami jego policzek już drugi raz tego dnia.
Może tylko mi się wydawało ale chłopak oblał się rumieńcem.
- Pokazać Ci coś? - zapytał podejrzliwie ,a ja skinęłam głową na tak.
Szybko tego pożałowałam bo zaczął mnie łaskotać. Wybuchłam głośnym śmiechem próbując zdjąć ze swego ciała dłonie chłopaka.
- A o to najpiękniejszy śmiech jaki słyszałem. - oznajmił i przestał mnie łaskotać.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na Rockiego z małym uśmiechem.
Już miałam mu podziękować ,że ze mną jest ale przeszkodził mi pisk otwieranych drzwi zza których wyłoniła się zaspana Rydel.

- Głośniej się nie dało? - zapytała podenerwowana , mordując  nas wzrokiem.
- Dało , dało - odpowiedziałam z jadem i wyraźnie bardziej rozjus. zając Delly.
- Co wy w ogóle robicie na korytarzu? - zapytała nie mając co odpowiedzieć na moje jakże inteligentne słowa. 
- A siedzimy - odpowiedział rozradowany brunet. Rydel przewróciła oczami i miała coś powiedzieć ale z pokoju naprzeciw wyłonił się Riker.
- Można wiedzieć co robicie? - 
- A gadamy - tym razem głos zabrałam ja.
- A możecie cieszej? Bo obudzicie Vankę. 
- Dobrze ,że wy nikogo nie obudziliście swoimi jękami. - odparłam z jadem. Blondyn zarumienił się i zamknął drzwi. Rydel zaczęła cicho chichotać ,a ja i Rocky przybiliśmy sobie piątkę. Dell's wróciła do pokoju ,a ja umilkłam i wbiłam wzrok w podłogę. Rocky podniósł się i poklepał mnie po plecach. 
- Idź już spać Laura. - nie zareagowałam. Skuliłam się jeszcze bardziej czym wywołałam zdziwienie u Rockiego. 
- Nie wrócę tam. - powiedziałam cicho. Rocky wepchnął rękę pod moje kolana ,a drugą podtrzymał moje plecy unosząc mnie i niosąc do pokoju w którym spał Ross.
Zaczęłam się szarpać ,i krzyczeć żeby mnie puścił.
- Laura!Wszystkich zaraz obudzisz! - powiedział ściszonym wrzaskiem.
- To mnie puść! - oznajmiłam obojętnie i poczułam pod stopami zimne panele.
- Dlaczego nie chcesz spać z Rossem? Nigdy nie sprawiało Ci to problemu. - nie odpowiedziałam. Patrzyłam tempo w drzwi do mego pokoju. Brunet głęboko westchnął i przeniósł wzrok na mnie. 
- Chcesz spać ze mną? - zapytał ,a ja uśmiechnęłam się szeroko.
I ruszyłam do pokoju w którym miał spać SAM chłopak ale ja chętnie dotrzymam mu towarzystwa. Otworzyłam drzwi do niedużego pokoju. Pod ścianą stało dwuosobowe łóżko. W pomieszczeniu znajdowała się również szafa , dywan i biurko z komputerem.Są też drzwi do łazienki. Położyłam się na łóżku ale Rocky mnie przesunął ,a sam zajął brzeg. "Nie pozwolę Ci upaść" - szepnął mi do ucha i otulił ramieniem. Początkowo się wahałam ale silna woń perfum bruneta nie pozwoliła mi nie przytulić się do niego mocniej. Rocky pocałował mnie w czubek głowy gdy ostatni raz zaciągałam się jego zapachem. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.



Witam ;) 
Na samym początku powiem ,że końcówka została znacznie zmieniona.
Laura miała początkowo uledz Rossowi , potem zmieniłam zdanie , wysłałam ją na korytarz ale Rocky kazał jej iść do swojego pokoju , Laura miała spać w kącie.
Ostatecznie jednak dopisałam trochę więcej i rozwinęłam ten rozdział.

Okay. 
Następny rozdział będzie w czwartek i tak już zostanie.
Raz w tygodniu w czwartek będzie rozdział :)
To tyle fistaszki :D 

Zyzia

sobota, 21 lutego 2015

Trochę mi głupio

Jak sam tytuł posta wskazuje - głupio mi.
Głupio mi ponieważ miałam dodawać rozdziały 2 razy w tygodniu no i wyszło z tego nic.
Rozdziały są przeraźliwie krótkie (nie planowałam tego) i nie było ich od jednego,dwóch miesięcy?
(sama już nie wiem ;-;) 
W każdym razie jutro na 100% pojawi się kolejny , może trochę dłuższy rozdział.
Wszystkie następne mam plan usunąć i napisać ponownie.
(ten co będzie jutro wyjątkowo mi się jako tako spodobał ^^)
 Ogólnie to tyle z tego mojego pseudo informacyjnego posta.
Życzę Wam udanego weekendu :)

Zyzia 


sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 3

NOTKA!


W poprzednim rozdziale :
- No dobra to kto tam wejdzie? Trzeba kogoś poświęcić. – powiedziałam.
- Ja – ku naszemu zdziwieniu na chętnego zgłosił się …

[…] Rocky. Na naszych twarzach malowało się nie małe zdziwienie.
- Wejdę tam , otworzę drzwi tarasowe i okno oraz wyłączę gaz. – powiedział pewnie i wszedł do kuchni. Oby nic mu się nie stało.
*Oczami Rockiego*
Musiałem to zrobić. Nie chcę być wiecznie traktowany jak dziecko. Zresztą to nic trudnego. Przypomnijmy sobie szkolenia przeciw pożarowe. Najlepiej jest czołgać się po ziemi. Chwila moment. Co ja mam zrobić najpierw :
Czy mam zakręcić gaz czy otworzyć okna?
Gaz okna. Gaz okna. Gaz okna. Gaz okna.. Gaz … GAZ! Położyłem się na ziemi i zacząłem czołgać w stronę kuchenki. Było dość sporo dymu więc najpierw dotarłem do śmietnika, barku i jakieś szafy ,a dopiero potem do kuchenki. Wstałem i zacząłem szukać przycisków do wyłączania gazy. Oczywiście musiałem się oparzyć ale w końcu się udało. Brakowało mi powietrza więc szybko otworzyłem okno i zacząłem biec do drzwi tarasowych ale potknąłem się o wycieraczkę i NASZCZĘŚCIE udało mi się w ostatniej chwili otworzyć drzwi bo nie podoba mi się opcja przelecenia przez szklane drzwi. Upadłem na ziemię.

*Oczami Rydel*
Rocky nie wychodzi z tej kuchni od dobrej pół godziny ,a na dodatek Ross i Lau też nie wracają. Martwię się. Dłużej nie wytrzymam. Wparowałam do kuchni. O dziwo nie było w niej już dymu ,a Rocky leżał na tarasie. „ROCKY!” – wszyscy krzyknęliśmy i podbiegliśmy do niego.
Jest nieprzytomny. „Dzwońcie po pomoc”
*Oczami Rossa*
Przeszukałem już całe miasto ,a Laury nigdzie nie ma. Może wpadła w zaspę albo ktoś ją porwał. Nie .. Ross pozbądź się takich myśli. Spokojnie. Laurze na pewno nic nie jest. Oparłem się o fotel i zacząłem myśleć. Zadzwonił telefon :
- Co jest Rik? ..
Aham .. aham .. och .. Jaki pożar?! Nie pożar? .. aaa ! No dobra … Nie ,nie znalazłem ale szukam… Dobra … nie przyjadę …
- Co się stało Ross? – usłyszałem cichy głosik na tylnym siedzeniu.
- No .. Rocky jest .. Chwilka. – odwróciłem się gwałtownie do tyłu ,a na tylnych siedzeniach leżała Laura.
- LAURA! – krzyknąłem i wychyliłem się żeby przytulić przyjaciółkę. „Jak długo tu siedzisz?” – zapytałem.
- Wlazłam na światłach – powiedziała z uśmiechem i jeszcze raz mnie przytuliła.
*30 minut później w domu*
- Proszę – zwróciłem się do Lau z kubeczkiem ciepłego mleka z cynamonem. Dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech i zaczęła sączyć napój.
- A tak w ogóle to … dlaczego wyszłaś?
- Bo gdy wróciłam do salonu nikogo nie było więc myślałam ,że poszliście ,a przeczytałam artykuł o tej tej .. I chyba nie wyłączyłam kuchenki. – powiedziała zamyślając się przy ostatnich słowach. – Wiesz .. Rocky ucierpiał przez twoją lekkomyślność – powiedziałem.
- CO?! Gdzie on jest?! – zapytała z przerażeniem
- W szpitalu z podejrzeniem zatrucia dwutlenkiem węgla , zagrożone życie Lau – powiedziałem poważnie ,a brunetka zrobiła oczy niczym lemur ,a jakby było tego mało i tak ma już dosyć duże wiec wyglądała jak podwójny lemurek.
- Jedziemy! – powiedziała zamaszyście ,a ja wybuchłem śmiechem. Dziewczyna chyba doszła do wniosku ,że ją oszukałem i zaczęła okładać mnie poduszką wrzeszcząc żebym jej tak nie straszył.
- Lau… mogę Ci o czymś powiedzieć? – zapytałem po chwili ..
- Jasne – odpowiedziała
- Pokłóciłem się z Mary.
- Co? Dlaczego? O co lub .. kogo? – obsypała mnie lawiną pytań …
- O Ciebie – powiedziałem smutno . Laura wypluła mleko które miała w buzi i spojrzała na mnie ..
- Mnie? – zapytała piskliwie
- Tak. Bo wiesz .. ona wie ,że ja .. kiedyś byłem w tobie zakochany. – powiedziałem ,a Lau oblała się rumieńcem. Nasze twarze dzieliły milimetry i …                       


WITAM
Bardzo ,BARDZO , bardzo przepraszam ,że tak długo nie było rozdziału.
Nie miałam dostępu do internetu ;___: 
Teraz postaram się dodawać rozdziały regularnie :)
Zapraszam do komentowania :) 

Buziaki ;* 




piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 2

W ostatnim rozdziale :
Kiedy spojrzałam na to co działo się w kuchni o mało oczy nie wypadły mi z orbit!


W kuchni. Na blacie. Van, Riker. BLE! Liżą się jak jakieś zwierzęta. O nie nie! Ja tego tolerować nie będę! Weszłam po chamsku do kuchni .
- Eee. Gołąbeczki. WYPAD z mojej kuchni ja tu chce napoje podać. – powiedziałam stanowczo.
-Nie zabronisz mi szczęścia – wymruczała Vanessa.
- Coś mówiłaś? – powiedziałam z uśmiechem psychopatki na co Van tylko pokiwała głową i razem z Rikerem opuścili kuchnie. Zabrałam się do przygotowania napojów dla gości. Wodę nalałam do szklanek a mleko na kakao już się zagrzewało. Usiadłam na krzesełku barowym i zaczęłam przeglądać strony internetowe, W pewnej chwili natknęłam się na dość ciekawy artykuł.

„Dziś w nocy odnotowaliśmy poważny spadek temperatury. Z ponad 30 stopni ,spadło tylko do 5. Jesteśmy przekonani ,że tej nocy temperatura spadnie po niżej zera. Prosimy aby po 20 nie opuszczać swoich domostw aż do następnego dnia ,godziny 13. Przewidywane są również silne wiatry oraz drobne opady śniegu. Apelujemy o ostrożność.”

Ech .. no to super. Będę musiała przenocować moich znajomych. Wstałam z krzesełka i ruszyłam do salonu w którym niestety nikogo nie było. Czyżby wyszli do domu? O nie! Wiem ,że to głupie ale chyba pójdę ich poszukać. Mieszkają prawie na drugim końcu LA więc nie mogli zajść daleko.
Ubrałam kurtkę i wysokie kozaki i wyszłam szukać moich przyjaciół. Na dworze panowała wichura, padał śnieg i było bardzo zimno. Ruszyłam przed siebie co nie było łatwe bo śnieg prószył mi prosto w oczy. Nie obyłoby się bez gleb. Wywaliłam się bo lekko przyspieszyłam. Co za pech! Nawet podnieść się nie mogłam. Było mi strasznie zimno. Ale po kilku próbach udało mi się. Ruszyłam dalej przed siebie.

*W tym samym czasie oczami Rydel*
-ej! – pisnęłam głośno, uporczywie wąchając.
- Co jest ? – zapytała Van i też zaczęła niuchać.
- Czujecie to? – zapytałam. – Pachnie jakby coś się paliło ,czy Lau nie potrafi zaparzyć mleka na kakao? – skierowałam swoje słowa rozglądając się po pomieszczenie i napotkałam na wzrok Van.
- Jak śmiesz tak mówić na moją siostrę? Co ty sobie wyobrażasz? Laura gotuje lepiej niż wy wszyscy razem wzięci! – wywrzeszczała ,a ja czułam narastającą wściekłość.
- Sugerujesz ,że nie umiem gotować? O, proszę Cię! To ja gotuję lepiej. Od Laury i od Ciebie również! – krzyknęłam do Nessi ,a ta zrobiła się cała czerwona ale zaraz potem tylko lekko się uśmiechnęła.
- Zróbmy sobie Master Chef’a ! Dowiemy się kto lepiej gotuje, no chyba ,że … - powiedziała przeciągając. „NIE KOŃCZ!” – krzyknęłam
- PĘKASZ! – parsknęła mi prosto w twarz plując przy tym. Wybuchła szyderczym śmiechem.
- Okej.- powiedziałam naburmuszona.
- Dobra! KIEtUNEK – odwróciła się i wskazała palcem na drzwi - KUCHNIA ! – wybiegłyśmy razem jak na znak do biegu. Do kuchni pierwsza dobiegłam ja ale zaraz potem z niej wybiegłam. Oparłam się o futrynę drzwi i zaczęłam głęboko oddychać. Cała kuchnia zadymiona.
- Hej Dell’s – powiedziało całe towarzystwo razem z Van. Ja poczułam jak nogi się pode mną uginają.
- Cała kuchnia – zaczęłam sapać i nie mogłam nic powiedzieć. Zaczęłam wywijać rękoma jak jakiś down i ruszać gębą próbując przekazać im ,że cała kuchnia jest zadymiona. Van pokręciła tylko głową mrucząc ,że się poddaje po czym otworzyła drzwi i weszła do kuchni. Zaraz potem jednak wróciła się i oparła o drzwi z przerażeniem w oczach.
- Cała kuchnia jest zadymiona. Gdzie jest Laura? – zapytała Van. – Dziś przecież jest ten zakaz opuszczania domu! Co jeśli gdzieś poszła ? – Vanessa zaczęła panikować. Przewróciłam oczami i położyłam dłoń na jej ramię :
- Spokojnie. Lau nie jest aż tak głupia.
- Jeszcze 5 minut temu mówiłaś ,że nie potrafi gotować. – wytknęła mi w twarz.
- Znowu zaczynasz Vans? – zapytałam z politowaniem. „To ty zaczynasz!” – powiedziała i tak zaczęła się nasza kłótnia. Zaczęłyśmy obrzucać się obelgami i szarpać za włosy.
- HEJ! – usłyszałyśmy wrzask. Stanęłyśmy w miejscu. Ja zrobiłam minę jak struś ,a Van jak goryl.
- Uspokójcie się. Skupmy się na priorytetach. Musimy opanować ten bajzel w kuchni i znaleźć Laurę ,a nie kłócić się o jakieś bzdury. Rozdzielmy się . Ja poszukam Laury ,a Wy ogarnijcie kuchnie.
- po raz pierwszy tego wieczoru odezwał się Ross. Mówił z takim przejęciem jakby kochał Laurę ponad życie ale przecież on jest z Mary.
- Ja się zgadzam. Dells sorki za tę kłótnię. – powiedziała Vanessa.
- Nie ma sprawy! – powiedziałam i przytuliłam ją. „Ale nie myśl że Master Chefa nie będzie” – powiedziałam jeszcze.
- Dobra. To ja .. mogę wziąć Wasz samochód ? – zapytał jeszcze na co Van tylko pokręciła głową ,a Ross wybiegł szukać Laury.
- No dobra to kto tam wejdzie? Trzeba kogoś poświęcić. – powiedziałam.

- Ja – ku naszemu zdziwieniu na chętnego zgłosił się .. 


Witam.
Przed Wami kolejny rozdział :) 
Jak Wam się podoba?



Piosenka na dziś : 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 1

Rozdział 1
„Każdy ma dwie twarze ale tylko niektórzy potrafią ją pokazać”


*Oczami Laury*
„Drogi pamiętniku. Dziś mija dokładnie rok od kiedy gram w serialu. I dokładnie 6 miesięcy od kiedy zakochałam się w Rossie. Niestety. On znalazł sobie ostatnio nową dziewczynę. Mary Hope – początkująca modelka , ma anielski głos i jedna płytę z kolędami na koncie. To niby nic wielkiego ale co jak co oni to się kochają. Nie wiem dlaczego ale wydaje mi się ,że ona coś ukrywa. Coś się święci a ja dowiem się co dokładnie.
Ps. Mam zamiar zrobić imprezę!”
*3 godziny później*
Przygotowania do imprezy trwają w najlepsze. Pomaga mi moja siostra Vanessa i Ryland. Ryland to najmłodszy brat rodzeństwa Lynch. Mieszka z rodzicami w Londynie ale na wakacje przyjeżdża do rodzeństwa. Tak dla poinformowania mamy 5 lipca. Co prawda dla dzieci uczących się w szkołach wakacje trwają już tydzień ale dla mnie zaczynają się dopiero dziś – trzeba to uczcić imprezką. Co prawda Ross miał na początku sceptyczne nastawienie co do tego wydarzenia towarzyskiego. Kiedy zaczęłam pracę w serialu zwiększył się mój stres – zaczęłam pić , trochę paliłam, ćpałam. Jednym słowem – patologia. Na szczęście z tego obłędu wyprowadził mnie Ross. To właśnie wtedy poczułam do niego coś więcej. To .. to .. to .. .było piękne. ALE! On sobie znalazł tą całą Mary. BLE! Ile ja bym dała żeby zniknęła z życia Rossa. 
Ale skoro nie może być szczęśliwy ze mną , to niech będzie sobie szczęśliwy z tą całą Mary. Ale jeżeli będę miała zostać chrzestną ich dziecka to się nie zgodzę! Chociaż w sumie to nie! Raczej chrzestną zostanie April – koleżaneczka Mary. Ross i tak mnie już ignoruje ,a co będzie za kilka lat. Chociaż liczę na to ,że nie dotrwają tyle czasu razem. No ale wróćmy do tego co ma się wydarzyć w najbliższym czasie. Z Francji ma przyjechać moja młodsza kuzynka Denis ,ma 14 lat ,a 25 sierpnia ma urodziny na które zażyczyła sobie dzień ze mną i z Rossem. Tylko ona wie ,że kocham Rossa. NIKT A NIKT oprócz niej. Czasami wydaje mi się ,że jesteśmy rodzonymi siostrami. A co jeżeli Ross przyjdzie na dzisiejszą imprezę z Mary? O NIE! Ja jej nie chce w moim domu. Wyproszę ją i już.
Myśląc tak nad Rossem i jego dziewczyną nie zauważyłam kiedy wybiła 18. Za 30 minut będą goście. Pora iść się uszykować. Poszłam do swojego pokoju i wyjęłam z szafy uszykowany uprzednio zestaw. Ruszyłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie dres i weszłam pod prysznic. Umyłam też włosy. Kiedy wyszłam owinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy zostawiając je w nieładzie. Zrobiłam sobie makijaż ,a następnie ubrałam się. Spojrzałam jeszcze na efekt końcowy i zeszłam na dół. W salonie słyszałam śmiechy więc moi przyjaciele już przyszli. Ruszyłam żwawym krokiem w stronę salonu. Na moim czerwonym , skórzanym narożniku od lewej siedzieli :
 Ellington , Rydel , Rocky , Ryland i nieco przygnębiony Ross. A gdzie Riker i Van?
- Hej – powiedziałam zapominając o części brakującego towarzystwa.
- Siemka! – odpowiedzieli wszyscy. Znaczy ..  prawie. Ryland już tu był ,a Ross patrzył tempo w podłogę i nie miał chyba zamiaru nawet na mnie spojrzeć a co dopiero się odezwać.
- Chcecie coś do picia? Sok? Wodę? – zapytałam uprzejmie jak na gospodynię przystało.
- Ja chcę wodę – powiedziała zagapiona w telefon Rydel.
Rocky i Ellington po naradzie za plecami Rydel – dosłownie – odpowiedzieli równo – MY CHCEMY KAKAO! – Ta dwójka to wieczne dzieciaki.
- Woda , dwa kakao ,a dla Ciebie Ross? – powtórzyłam i skierowałam pytanie do najmłodszego z towarzystwa ponieważ Rylanda też gdzieś wcięło.

- Ross? – zapytałam ponownie ale nie usłyszałam odpowiedzi .. – Przyniosę Ci wodę. – odpowiedziałam w końcu i ruszyłam do kuchni. W progu stał Ryland , uśmiechnięty od ucha do ucha z błyskiem w oku. „EJ! Co ty robisz?” – zapytałam  z daleka. RyRy pokazał mi tylko żebym się uciszyła i żebym podeszła. Kiedy spojrzałam na to co działo się w kuchni o mało oczy nie wypadły mi z orbit! 


Witam :)
No i mamy pierwszy rozdział :D 
Jak Wam się podoba?
Tak jak wspomniałam lub nie rozdziały nie będą zbyt długie ale będą 2 razy w tygodniu ^^ 
Także do napisania fistaszki :*
No i oczywiście najlepsze (spóźnione) życzenia dla naszego Rossa <3







Piosenka na dziś : 

czwartek, 25 grudnia 2014

Świąteczny One Shot :3




Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away 
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special 

Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away (you gave it away)
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special (special)


- Niesamowite! – po moim występie rozległy się brawa i pozytywne komentarze.
-Laura , kochanie masz talent ! – powiedziała moja „ciocia” – przyjaciółka mojej mamy. Zarumieniłam się lekko.
- Pff! Każdy by tak zaśpiewał! – do konwersacji dołączył mały blondynek który do tej pory nie odzywał się ale w mojej sprawie ZAWSZE miał coś do powiedzenia. Moja wściekłość dawała o sobie znać. Popchnęłam chłopczyka ,a ten wpadł na choinkę która wpadła prosto na stół wigilijny.
*
Na samą myśl o tamtym dniu 10 lat temu zaczynam się śmiać chociaż wtedy wcale nie było mi do śmiechu ,a raczej do wstydu. Od tamtej pory nie spędzamy świąt z Lynchami bo nasze matki uznały ,że tak będzie dla nas lepiej. Troszkę było mi przykro ,że nie zobaczę już małego Rylanda i Rydel – wtedy mojej najlepszej przyjaciółki zaraz po mojej siostrze Vanessie. A właśnie! Za 3 dni święta ,a mama szykuje dla mnie i Vanessy jakąś super niespodziankę którą dostaniemy dziś wieczorem za … 10 minut. Wstałam z łóżka i wygrzebałam z szafy jakieś ubrania. Następnie odświeżyłam się i gotowa zeszłam na dół gdzie siedziała już moja siostra z mamą. Tata nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym razem z ojcem Lynchów. Właśnie wtedy nasze mamy się zaprzyjaźniły – to było jak miałam 4 latka.
Usiadłam wygodnie na kanapie i wsłuchałam się w głos mamy.
- Posłuchajcie. W te święta odwiedzą nas wyjątkowi goście. Proszę Was nie naróbcie mi wstydu. – w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Moja mama wstała i pobiegła do drzwi.
- Stormie! Witaj kochana! – z korytarza dało usłyszeć się wrzaski mojej mamy. W progu stanęła całą rodzinka Lynchów . Prawie cała! Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech podobnie jak u Vanessy. Ona patrzyła tylko na Rikera. W młodości była w nim zakochana i to uczucie przetrwało do teraz. Wstałyśmy z kanapy i przywitałyśmy się ze Stormie , Rikerem , Rockym , Rylandem i Rydel. Tęskniłam za tą bandą. Wszyscy udali się do kuchni ,a ja wzięłam z ławy jeszcze mój telefon. Odwróciłam się na pięcie ,a w progu zobaczyłam brakującego członka rodzinki. Rossa Lynch’a.
- Witaj Marano. – powiedział na wstępie.
- Lynch. Wygląda na to ,że znów spędzimy razem święta. – odpowiedziałam zgryźliwie na co on tylko się zaśmiał.
- Mam nadzieję ,że tym razem nie wyląduje na choince. – uśmiechnął się lekko ,a ja zmierzyłam go wzrokiem mając ochotę mu przywalić.
- Zmieniłaś się Marano. Wypiękniałaś – uśmiechnął się zalotnie i zbliżył się .
- Zawsze byłam piękna Ross. – odpowiedziałam lekkim odejściem w bok.
- Nie sądzę – przegiął! Już chciałam go walnąć ,ale on chwycił mnie za nadgarstki i powalił na kanapę.
- Wydaje mi się ,że już poruszaliśmy ten temat Lauro. – oznajmił i ruszył do kuchni. Co za typ!
Ruszyłam za nim do pomieszczenia gdzie wszyscy obradowali na temat noclegów.
- Laura ,  ja wiem ,że ty nie przepadasz za Rossem ale … - zaczęła moja mama
- NIE MA MOWY! – wrzasnęliśmy obydwoje ,a potem spojrzeliśmy jak na idiotów.
- Tak postanowione. Vanessa chciała spać w pokoju z Rikiem , Rocky z Rylandem ,a Stormie w pokoju dla gości. Dla Ciebie został Ross skarbie – oznajmiła moja mama ,a mój wskaźnik wściekłości zaraz wybuchnie.
- Dlaczego ja nie mogę sobie wybrać z kim chce spać? Może chce być w pokoju z Rockym albo Rylandem! – krzyknęłam wściekła na co moja mama się oburzyła.
- Nie ma mowy młoda damo! Minęło mnóstwo czasu , trzeba w końcu zakopać topór wojenny! Mało tego jutro ty i Ross idziecie razem na zakupy. Nie masz prezentów dla Lynchów ,a oni dla Nas. Wy idziecie razem do jednej galerii ,a reszta razem do drugiej . I nie ma żadnego „ale”! – moja mama też się wściekła. „GRR!” – warknęłam i poszłam do siebie do pokoju. Walnęłam się na łóżko i zaczęłam płakać jak dziecko. Podniosłam się do pozycji siedzącej ,a przed sobą położyłam poduszkę. „To będą najgorsze święta w moim życiu!” – wrzasnęłam i zaczęłam walić pięściami w poduszkę krzycząc w niebo głosy żeby cały świat usłyszał mój gniew i ból.
- Oj … nic się nie zmieniłaś. – powiedział ,kpiąco jakiś osobnik za moimi plecami. Odwróciłam się i kogo zobaczyłam? Oczywiście pana mądrego Lyncha!
- Czego? – warknęłam ,a on znów się zaśmiał.
- No wiesz skoro mam tu z tobą spać to przyniosłem swoją walizkę kotku – powiedział i postawił swoją walizkę obok mojej szafy.
- Jeszcze raz powiesz do mnie kotku to ..
- To co? Wyląduje na choince? Przestań. Niby masz 19 lat a zachowujesz się jak jakiś bachor. Każdy normalnie by zapomniał o wszelkich sporach ,a ty dalej brniesz. – wyrzucił z siebie ostre słowa .
- Dlaczego obwiniasz mnie o to co ty sam robisz? – jego mina zrzedła i pobladła . Punkt dla mnie!
- Teraz nic nie powiesz? To w sumie lepiej . – uśmiechnęłam się zwycięsko .
- Jutro , 10 ! Masz być gotowy czaisz? A .. bym zapomniała TY śpisz na ziemi – dodałam i wyszłam z pokoju. Postanowiłam udać się do mojego azylu – na strych. Mam tam pianino , gitarę i inne instrumenty. Zawsze chodziłam tam gdy byłam smutna. Uwielbiam to miejsce. Zapach wilgoci pomieszany z moimi olejkami truskawkowymi. Włączyłam elektryczny kaloryfer i usiadłam do pianina , zaczęłam grać pewną piosenkę do której potrzeba jeszcze gitarzysty ale z pianinem też pięknie brzmi. Z mojego gardła wydobywały się czyste dźwięki ,a ja czułam się jak w raju. Kiedy dotarłam do miejsca w którym powinna pojawić się gitara ktoś zaczął na niej brzdąkać nawet do melodii . Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam Rossa. „śpiewaj” – szepnął ,a ja zaczęłam śpiewać i grać z większym powerem niż wcześniej. Ostatni refren zaśpiewaliśmy razem. Brzmiało to genialnie.
- Nieźle nam to wyszło. – powiedział blondyn
- Nam? – zapytałam niedowierzając
- No .. graliśmy razem. Mam pomysł .. – oznajmił – wiem to głupie ale .. może zaśpiewamy to razem podczas Wigilii ? – zapytał nie pewnie ,a ja zaniemówiłam.
- Ale .. to piosenka o miłości ,a nie o Świętach debilu – zakpiłam z niego bo tylko na to było mnie stać.
-  „Last Christmas” to też piosenka o miłości ,ale nikogo to nie obchodzi. To .. co ty na to? – znów zadał pytanie.
- A ja na to jak na lato – zanuciłam melodyjnie ,a on się uśmiechnął .
- Nie serio. Ja chce lato. – powiedziałam poważnie ,a on znów się zaśmiał. Objął mnie ramieniem i razem zeszliśmy na dół.
* Następny dzień godzina 12:35*
Od kilku godzin ja i Ross błądzimy po galerii w poszukiwaniu prezentu dla Vanessy. Dla Lynchów znalazłam już prezenty ale nie wiemy co dać Vance. Rikerowi kupiłam koszulkę ze „Spider Manem” ponieważ jest jego wielkim fanem , Rockiemu słuchawki w kolorze zielonym , Rylandowi 5 vinylii , Rydel różową sukienkę ,a Stormie szal w kratkę. W czasie kiedy ja szukałam prezentu dla Vanessy , podbiegł do mnie Ross.
- Znalazłem prezent dla Van i dla Ciebie też. – tym ostatnim troszkę mnie zszokował nie myślałam ,że robi mi prezent. Zrobiło mi się wstyd. Nie mam już kasy ,ani prezentu. Jakoś mu to wynagrodzę.
- Co takiego? W sensie Vance . – zapytałam .
- Choć ! – pociągnął mnie za rękę do jakiegoś sklepu. Moim oczom ukazały się śliczne rudo- brązowe kozaczki na koturnie.
- Są śliczne! Vance na pewno się spodobają. A do tego jej rozmiar! Bierzemy! – chwyciłam karton z butami i zapłaciłam za niego.
- No to .. co teraz robimy? Rodzinka będzie po Nas za godzinkę.
- Tak wiem Ross. A może się przejdziemy i poćwiczymy naszą piosenkę? Pasuje Ci? – zapytałam ,a chłopak zamyślił się
- A może pójdziemy na kakao i sernik? – dodał po chwili z triumfem .
- Jak dla mnie spoko – powiedziałam z uśmiechem ,a chłopak odwzajemnił gest. Objął mnie ramieniem (znowu o.O) i ruszyliśmy do kawiarni.
Gdy tam dotarliśmy Ross odsunął moje krzesło żebym mogła usiąść ,a następnie je zasunął.
- Jaki z Ciebie gentelmen – oznajmiłam otwierając kartę. – Co bierzemy? – dodałam po chwili
- Ja biorę gorącą czekoladę z bitą śmietaną i babeczkę z kremem truskawkowym. A ty?
- Ja biorę cappuccino z bitą śmietaną i sernik z lodami – powiedziałam i zawołałam kelnera . Podaliśmy swoje zamówienia.
- To .. Ross powiedz mi co ciekawego działo się w twoim życiu przez te 10 lat.
- Hm .. No wiesz dosyć dużo. Co konkretnie chcesz wiedzieć? – zapytał
- Szkoła? – zaśmiałam się ,a on razem ze mną
- Na początku było krucho ,ale potem jakoś wybrnąłem i udało mi się nadrobić. Zeszły rok skończyłem z wyróżnieniem – powiedział dumnie ,a ja tylko się zaśmiałam.
- Muzyka? – chłopak ciężko westchnął ,a zaraz potem odpowiedział mi na pytanie :
- W wieku 12 lat zapisałem się do chórku szkolnego. Całkiem nieźle się tam bawiłem ale zacząłem myśleć nad większą karierą wiec poprosiłem mamę żeby zapisała mnie do szkoły muzycznej. Nauczyłem się tam gry na pianinie , gitarze , na trąbce przez drugą trąbkę , na waltorni też umiem grać. Mam jakieś swoje osiągnięcia no wiesz – dyplomy , puchary , złote trofea. Na bogato jak to mówią. – Moja mina wyrażała zdziwienie chłopak tylko się zaśmiał .
- A ja mogę zadać Ci pytanie? – zapytał po chwili ,a ja przytaknęłam.
- Jak twoje życie uczuciowe? – dodał ,a ja lekko się zarumieniłam ale nie chciałam żeby to zauważył więc ukryłam twarz we włosach.
- No wiesz .. ja .. nigdy … nie … nie .. miałam chłopaka – powiedziałam jeszcze bardziej się rumieniąc ,a Ross zaśmiał się.
- Widocznie po moim „odejściu” nie mogłaś się pozbierać.- i znów zaczął się śmiać. Oburzyłam siei rzuciłam w niego moim telefonem.
- AŁA! Zła kobieto.. Jak ty mogłaś?! – zaczął piszczeć na całą kawiarnie i tym razem to ja się śmiałam.
- To ja narażam dla Ciebie mój telefon , oddawaj go! – chłopak posłusznie oddał mi moją własność ,a kelner przyniósł nam nasze zamówienia.
Jedliśmy w ciszy dopóki ja nie popiłam ciasta moją kawą. Blondyn znów zaczął się śmiać. „Masz śmietanę na ustaw downie” – powiedział przez śmiech i sięgnął po chusteczkę . „Mogę sama” – powiedziałam odsuwając twarz. „Ale tak będzie bardziej romantycznie” – powiedział i wytarł mi delikatnie kąciki ust które mimowolnie się podniosły. Reszta pobytu minęła nam w milczeniu dopóki Ross nie upaciał sobie noska kremem z babeczki. „Oj Rossy , wstań” – powiedziałam.
Kiedy podniósł swoje cztery litery z krzesła ja lekko się nachyliłam i musnęłam ustami jego nos zbierając z niego krem. „Brzoskwiniowy.. smaczny” – potem usiadłam i dokończyłam swoją kawę ,a blondyn nadal stał zamurowany.
- No co?! Rachunek proszę. – zawołałam ,a kelner przyniósł mi rachunek razem ze swoim numerem telefonu. Zostawiłam tam 38 dolarów ,a na karteczce napisałam „Dzięki ale nie skorzystam J” i razem z Rossem opuściliśmy galerię. Na parkingu czekał Rocky ze swoim samochodem i zaproponował nam podwózkę do domu.
Torby zapakowaliśmy do bagażnika ,a następnie ruszyliśmy z piskiem opon.
*Następny dzień 15*
W czasie kiedy na dole trwa świąteczny zgiełk i przygotowania do kolacji ja i blondyn siedzimy wygodnie na górze , popijamy kakao i ćwiczymy piosenkę. Nadal zastanawiam się co mogę zrobić dla niego żeby wynagrodzić mu prezent którego nie kupiłam.
- Lau za godzinkę jest kolacja .. może zaczniemy się szykować? – zapytał Ross odrywając się od mojej gitary. Przytaknęłam i ruszyłam do swojego pokoju. „Przyjdź po mnie o 16” – rzuciłam jeszcze i weszłam do pokoju. Glebłam się na łóżko i przymknęłam na chwilkę oczy. Myśl nad prezentem nie dawała mi spokoju do tego stopnia ,że chyba straciłam poczucie czasu ,a z transu wybudziło mnie szarpanie za ramię.
- Co? – zapytałam zdezorientowana Rossa który siedział obok mnie.
- Przyszedłem wcześniej i chyba dobrze po przysnęłaś.- odpowiedział ,a ja się zerwałam.
- Ile mam czasu?
- 15 minut – odpowiedział blondyn ,a ja się zerwałam. Podbiegłam szybko do szafy i wyjęłam z niej jakiś zestaw z którym ruszyłam do łazienki. Szybko wskoczyłam pod prysznic i umyłam włosy. Stanęłam przed lustrem i wysuszyłam włosy suszarką mimo iż nie jestem fanką niszczenia sobie włosów. Zrobiłam kreski czarnym, połyskującym eyelinerem ,a usta musnęłam malinowym błyszczykiem , nałożyłam trochę bronzera na kości policzkowe i włożyłam na siebie ciuchy.
Wyszłam z łazienki i spotkałam się z zachwytem Rossa. „Wow. Ty zrobiłaś to w 15 minut?” – zapytał nie dowierzając ,a ja tylko się uśmiechnęłam. Chłopak wstał i do mnie podszedł ,a widząc na twarzy moje zdziwienie pokazał palcem do góry. „Jemioła?” – mruknęłam.
- Tak. – mruknął i zaczęliśmy się do siebie zbliżać.
Nasze twarze dzieliła coraz mniejsza odległość, aż w końcu nasze wargi złączyły się w delikatnym , romantycznym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie uśmiechnięci i zeszliśmy na dół gdzie czekała na nas całą rodzinka. Zaczęliśmy od dzielenia się opłatkiem i składania życzeń ,a następnie od prezentów. Dostałam mnóstwo ubrań i słodyczy. Nadszedł jednak ten moment którego tak się bałam. Ross podszedł do mnie .
- Gramy? – zapytał
- Jasne. – odpowiedziałam.
Zaprosiliśmy wszystkich na górę i zaczęliśmy grać piosenkę Tom’a Odell’a - Another Love
Gdy skończyliśmy dotarło do mnie ,ze wszystko co czułam do Rossa to miłość , że zawsze go kochałam mimo iż nienawidziłam tego dokuczania z jego strony. Rozległy się gromkie brawa i wszyscy wrócili na dół oprócz mnie i Rossa który trzymał coś w rękach.
- Proszę. – wręczył mi śliczny dziennik.
- Zapisuj w nim swoje pomysły – oznajmił i przytulił mnie.
- Dziękuje ale .. ja dla Ciebie nic nie mam Ross .. wybacz mi – powiedziałam ,a po moim poliku spłynęła pojedyncza łezka którą blondyn szybko otarł.
- Laura. Mylisz się dałaś mi najpiękniejszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć – oznajmił.
- Jaki? – zdziwiłam się 
- Dałaś mi czas. Czas z tobą który spędziłem fantastycznie , dałaś mi posmakować twoich ust , dałaś mi prezent o jakim nie marzyłem bo nie mogłem sobie wyobrazić Ciebie i mnie razem. Ale jednak w święta cuda się zdarzają ,a ja pod choinkę dostałem twojego całusa i to jest dla mnie prezent …. Kotku – wymruczał mi do ucha ,a ja znów się popłakałam tylko ,że tym razem ze szczęścia. Spojrzałam mu w oczy ,a po sekundach wpiłam w jego delikatne usta zawieszając mu ręce na szyi. On objął mnie w talii i przyciągnął do siebie w taki sposób ,że pomiędzy nami nie było wolnej przestrzeni. Teraz już wiem. Kocham Go i on również mnie kocha. Jestem tego pewna …

        Witam :)
Jak po świętach? Dużo prezentów? :D
U mnie było fantastycznie :3 
Ale bez przypałów by się nie obyło xD 
Ja+ barszcz = brak barszczu ;cc
Mam nadzieję ,że Wigilia minęła Wam w fantastycznej atmosferze :) 
Ja napisałam dla Was OS'a którego miałam wstawić wczoraj ;pp 
Ale zaczęłam pisać w Wordzie i musiałam go jeszcze obrobić ,a to ,że wstałam o 14 mówi chyba samo za siebie XDD #alezemnieśpioch
A już jutro pierwszy rozdział opowiadania :) 
Życzę Wam miłego czytania aniołki ;D ;* 

     (piosenka którą grali Ross i Lau :D )





poniedziałek, 22 grudnia 2014

Prolog

Jestem Laura Marie Marano mam 18 lat i mieszkam w Los Angeles. Od roku pracuje na planie serialu „Austin&Ally”. Gram tam Ally. Austina gra Ross Lynch , wokalista zespołu R5.
Ross jest blondynem , o ciemnych , czekoladowych oczach. Jest troskliwy , kochany , uroczy. Wiem jak to wygląda. Więc odpowiem na Wasze pytania z góry.
Tak kocham Rossa.
Tak ma dziewczynę.
Tak. Zrobię wszystko żeby go zdobyć.

                               Witam 
Jestem Zyzia :D
Mam nadzieję ,że prolog Wam się podoba. Jest dość typowy i zdradzam Wam większość fabuły .Od razu mówię ,że rozdziały będą pojawiać się często aczkolwiek będą krótkie . Około 3-5 stron w Wordzie xdd
Tak więc zapraszam Was do czytania mojego nowego bloga 
Jednak najważniejszą kwestią jest to dlaczego znów mam nowego bloga .. ;-; No więc. Tamten troszkę mi się znudził . To już mój 3 blog. No cóż. Tak bywa . Ten jednak postaram się poprowadzić jak najdłużej . Nie wiem ile zajmie mi pisanie tego bloga ale mam nadzieję ,że około 100 rozdziałów :D A jeżeli znów założę nowego bloga to możecie mnie zabić . Dziękuję za uwagę – dobranoc .